Scenariusz jest dla mnie ważnym kręgosłupem, ale tylko kręgosłupem, do którego razem z aktorami dopasowujemy żebra i całą resztę.
Z Andrzejem Chichłowskim aktorem, autorem i reżyserem pierwszej w nowym sezonie prapremiery sztuki Razy dwa, rozmawiała Anna Kicińska.
Po wielkim sukcesie przedstawienia Berek, czyli upiór w moherze Marcina Szczygielskiego w Twojej reżyserii wracasz na płocką Scenę, tym razem z własnym utworem Razy dwa. To zupełnie inna opowieść, ale to co łączy oba te utwory, to relacje międzyludzkie. Co możesz o niej powiedzieć nie zdradzając czytelnikom i widzom fabuły?
Zacznę od tego, że cieszę się z powrotu na płocką Scenę, ponieważ nie ukrywam, że łączą mnie z nią więzy emocjonalne. Ale o tym potem. Masz rację, opowieść inna, ale cel podobny. A tym celem jest przedstawienie kolejnej życiowej historii, która teoretycznie nie powinna się wydarzyć i możliwe, że nigdy się nie wydarzyła. Ale gdyby... no, to byłoby ciekawie. I takie historie uwielbiam. Lubię kiedy postaci sztuki stawiane są w sytuacjach ekstremalnie trudnych i co ważniejsze (a przekonałem się o tym wielokrotnie), widzowie najczęściej mają podobne odczucia do moich. Z oczywistych względów nie mogę zdradzić fabuły tego, co się wydarzy, ale mogę zapewnić, że będzie zaskakująco i wesoło. Chociaż, rzecz dotyczy sprawy jak najbardziej poważnej.
Chciałabym zapytać o pracę nad tekstem, którego jesteś autorem i reżyserem. Czy to dla Ciebie komfortowa sytuacja, czy ułatwia Ci pracę? Do cudzego utworu ma się dystans, a do własnego?
Istnieją takie opinie, że autorzy nie powinni reżyserować własnych tekstów, bo nie mają do nich dystansu i histerycznie reagują na wszelkie proponowane zmiany, np. dialogów. Możliwe, ale na pewno nie w moim przypadku. Ja nie traktuję swoich scenariuszy jak Biblii. Często razem z aktorami dokonujemy korekt sytuacyjnych, czy korekt dialogów. Nie mam z tym najmniejszego problemu. Scenariusz jest dla mnie ważnym kręgosłupem, ale tylko kręgosłupem, do którego razem z aktorami dopasowujemy żebra i całą resztę. Ale oczywiście z faktu, że jestem twórcą danego tekstu, odnoszę pewną korzyść.
Jaką?
Tę mianowicie, że nie muszę zastanawiać się nad tym, co autor miał na myśli.
Podobno w pracy z aktorem preferujesz indywidualne podejście. Mógłbyś powiedzieć o tym coś więcej, nie zdradzając oczywiście sekretów warsztatu pracy reżyserskiej?
Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem kontekst pytania, ale spróbuję odpowiedzieć w ten sposób. Każdy aktor/aktorka, to inna osobowość sceniczna, ale i osobowość prywatna. Są aktorzy, którzy bez oporów pozwalają się modelować. Są tacy, którzy, aby stworzyć postać sceniczną zadają wiele pytań (niekiedy zbyt wiele), na które reżyser powinien znaleźć odpowiedź. I tacy, którzy za wszelką cenę chcą zagrać postać wymyśloną przez siebie, niekoniecznie zgodną z tym co napisał autor. Chociaż bywa to uciążliwe, to jednak do każdego z nich trzeba podejść inaczej i przekonać do swojej racji. Tak rozumianą pracę uważam za swój reżyserski obowiązek, ponieważ wiem, że sukces lub klapa przedstawienia zależy wyłącznie od tego, jak wypadną aktorzy. Bo przecież dla nich, tak naprawdę, publiczność przychodzi do teatru.
Byłeś aktorem płockiej Sceny, jak wspominasz ten okres?
O! I tu właśnie jest moment na rozwinięcie wątku emocjonalnego, o którym wspomniałem wcześniej. Jako młody, trzydziestoletni aktor (wtedy jeszcze całkiem, całkiem amant ????) trafiłem do płockiego teatru na dwa wspaniałe sezony. Dyrektorem w tym czasie był Tomasz Grochoczyński, obecnie mój bardzo dobry kolega. W Płocku nagrałem się do syta i wróciłem do Warszawy. Te dwa sezony pozostaną w mojej pamięci na zawsze.
Ukończyłeś Wydział Aktorski Szkoły Filmowej w Łodzi. Masz na swoim koncie mnóstwo ról filmowych. Co jest Ci bliższe, aktorstwo teatralne, czy filmowe?
Nie mogę powiedzieć, że któraś z tych dwu aktywności jest mi bliższa lub ma dla mnie większe znaczenie. Czy tamto aktorstwo, to takie samo aktorstwo? Jeżeli czymś się różni, to może jedynie nieco innymi środkami wyrazu. W filmie trzeba do celu dochodzić szybko, w teatrze mamy ten komfort czasu. Tekst nauczony do potrzeb filmu wylatuje z pamięci prawie natychmiast, tekst roli teatralnej pozostaje często na wiele lat.
Nie jest Ci obca również twórczość poetycka. W 2022 roku wydałeś tomik, pt. „Ironista. Bezkompromisowy wierszokleta, rymopis, wulgarysta, prawie ateista”. Nie ukrywam, że tytuł bardzo intrygujący…
Tytuł wymyśliłem właśnie po to, żeby było intrygująco, ale też po to, żeby nie było zaskoczenia, co jest w środku. A w podtytule zamieściłem takie zdanie: „Jeżeli lękasz się myśli innych niż własne, nie czytaj bo możesz się zarazić”.
I jeszcze jedno! Nie jestem poetą. Ja tylko piszę wiersze.
Jakie?
Odpowiem wierszem:
DLACZEGO WIERSZEM
Ludzie zwykle piszą prozą,
Ale czasem także wierszem.
Bez znaczenia jak i po co.
Byle z sensem! To ważniejsze.
Słowa pięknie składać w zdania
Umie każdy kto ma talent.
Wiersz… to myśli niezwyczajnej
Często bywa ekwiwalent.
Wierszem mówić… to jak śpiewać
Gdy już prozy Ci za mało…
W zwykłej mowie słów brakuje…
A tu więcej by się chciało.
Ja poetą wszak nie jestem.
Nie ten talent, to po pierwsze.
A po drugie… lubię rymy
I dlatego piszę wierszem.
W 2019 r. w płockim Teatrze odbyło się inscenizowane czytanie sztuki Twojego autorstwa Kat. Czy taka forma twórczości scenicznej jest w pewnym sensie sprawdzianem jej w oczach widza?
Będę z tobą szczery. Nie znoszę takich czytań „performatywnych”, chyba, że są to czytania moich sztuk i sam je wcześniej wyreżyseruję. Ha, ha, ha... Nie znoszę, bo wszystkie dotychczasowe, w których miałem nieprzyjemność uczestniczyć, były najczęściej odczytane przez aktorów bez jakiejkolwiek interpretacji, tak jakby była to pierwsza próba stolikowa w teatrze. Słyszałem dialogi, ale nie słyszałem emocji. A bez emocji nie ma teatru. Jest tylko goła literatura, a powinna być przynajmniej audycja radiowa.
Prapremiera światowa „Razy dwa” zainauguruje nowy sezon w płockim Teatrze, a dyrektor Marek Mokrowiecki oddał Ci pierwsze słowo na scenie…
Za to jestem dyrektorowi Mokrowieckiemu bardzo wdzięczny i nieskromnie liczę na to, że po udanej premierze moją wdzięczność odwdzięczy swoją wdzięcznością, i że nie będzie to nasze ostatnie, wspólne spotkanie teatralne. Wiem, że płoccy aktorzy, których bardzo cenię, potrzebują reżyserów rozumiejących ich potrzeby, ambicje, chęć rozwoju; i takich, którzy pozwalają im grać postaci z krwi i kości, a nie abstrakcyjne znaki, czy symbole. W Razy dwa i w innych moich sztukach, nie ma znaków ani symboli, są żywi ludzie.
I już na koniec, co chciałbyś powiedzieć widzom u progu nowego sezonu?
Szanowni widzowie, kochajcie swój teatr, kochajcie swoich aktorów, odwiedzajcie PŁOCKIE SCENY, bo warto. A na Razy dwa szczególnie warto przyjść. Ręczę i zapraszam.
Dziękuję za rozmowę.