OBOWIĄZEK INFORMACYJNY

Zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 roku w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE informujemy, iż na stronie internetowej Administratora znajduje się obowiązek informacyjny (zgodnie z art. 13 RODO), w którym wskazujemy w jaki sposób Państwa dane osobowe przetwarzane są przez Teatr Dramatyczny im. Jerzego Szaniawskiego ul. Nowy Rynek 11; 09-400 Płock. Prosimy o zapoznanie się z niniejszą klauzulą informacyjną

PLIKI COOKIES

Informujemy także, iż my i nasi partnerzy wykorzystujemy technologie, takie jak pliki cookies, i przetwarzamy dane osobowe, takie jak adresy IP i identyfikatory plików cookies, w celu spersonalizowania treści w oparciu o Twoje zainteresowania, mierzenia wydajności treści oraz uzyskiwania wglądu w odbiorców, którzy widzieli treści. Kliknij poniżej, aby wyrazić zgodę na wykorzystanie tej technologii i przetwarzanie danych osobowych w tych celach. Jeśli nie chcesz, aby pliki cookies były wykorzystywane, kliknij w link Zarządzanie cookies, aby dowiedzieć się jak je wyłączyć.

Informujemy Ciebie, że w ramach serwisu używane są także także tzw. „niezbędne” pliki cookies niezbędne do funkcjonowania strony internetowej, umożliwiające korzystanie z usług dostępnych w ramach Serwisu, służące do zapewnienia bezpieczeństwa, np. wykorzystywanie do wykrywania nadużyć w zakresie uwierzytelniania itp. Szczegóły zawarte są w Polityce Prywatności

W przypadku pytań i wątpliwości co do zakresu przetwarzania Twoich danych przez Administratora zalecamy kontakt z Inspektorem Ochrony Danych - p. Rafałem Andrzejewskim. Kontakt: iod@teatrplock.pl, lub tel. 504 976 690.

Polityka Prywatności  |  Zarządzanie cookies
ROZUMIEM
Znajdź nas:

Księżniczki i książęta się zużyli - wywiad z Władysławem Igorem Kowalskim

Igor Kowalski z wąsami w okularach z czerwonymi oprawkami siedzi przy fortepianie.

11 czerwca 2023 zapraszamy do Teatru Dramatycznego w Płocku na prapremierę sztuki z piosenkami dla dzieci pod tytułem Kredki w reżyserii Tomasza Grochoczyńskiego. Z Władysławem Igorem Kowalskim, autorem dramatu i kompozytorem piosenek rozmawia Monika Mioduszewska.

Monika Mioduszewska: Po ilu latach wraca pan do Płocka?

Władysław Igor Kowalski: Trudno powiedzieć, bo wracałem tu często, z okazji premier mojej żony Małgorzaty Walusiak, która wiele razy pracowała w płockim teatrze jako scenograf i twórca kostiumów. Wracałem też z powodu relacji z wieloma przyjaciółmi. Z jednymi grywałem w szachy, z innymi snułem artystyczne plany. Było tu wielu ludzi, których lubiłem. Wracałem też z sentymentu.

Z kim pan grywał w szachy?

Na przykład z Witkiem Mierzyńskim. To były ciężkie boje. Obaj byliśmy szalenie ambitni. Witek przeniósł się już do tego lepszego świata i pewno grywa z innymi partnerami.

Dobry był?

Dobry? Bardzo dobry. Czasem jeszcze grywało się w teatrze w ping ponga.

To po ilu latach wraca pan tu jako twórca?

Zaczęło się od tego, że napisałem muzykę do spektaklu w Teatrze na Woli w Warszawie w reżyserii Jana Skotnickiego. To był Przyjaciel wesołego diabła według Kornela Makuszyńskiego. Po tej premierze Skotnicki zaprosił mnie do Płocka, do realizacji przedstawienia według baśni amerykańskiej The Wizard of Oz. Reżyserował Amerykanin Levin Goff. Napisałem muzykę i aranże. Przygotowywałem aktorów wokalnie. Potem Jan Skotnicki zaproponował mi kolejne przedstawienia, a w końcu etat kierownika muzycznego. Powiedział, że nie może mi dużo płacić. To było pięćset złotych miesięcznie.

Co można było za to kupić?

Wystarczało na podróże do Płocka. Jeździłem maluchem. Zabierałem po drodze pana Jana Skotnickiego z Bielan i tak razem jeździliśmy do płockiego teatru.

Jak długo był pan tu na etacie?

Dwa lata. Przedtem pracowałem w innych teatrach. Zaczynałem w STS-ie, czyli Studenckim Teatrze Satyryków, w którym grałem na fortepianie w spektaklach, byłem też korepetytorem i napisałem swoją pierwszą piosenkę dla teatru z tekstem Andrzeja Jareckiego. Przez pięć lat pracowałem w Teatrze Rozmaitości. Następnie spotkała mnie wielka artystyczna przygoda w warszawskim teatrze Ateneum. Miałem przywilej pracowania z wybitnymi polskimi aktorami pod kierownictwem dyrektora i reżysera Janusza Warmińskiego. Ta przygoda trwała też pięć lat. Byłem jedynym kompozytorem, którego zatrudniał dyrektor Janusz Warmiński. W teatrze Ateneum pracowałem z wieloma wybitnymi reżyserami. To była szkoła i ciekawy okres w moim życiu. Zaprzyjaźniłem się z wieloma artystami. Byłem blisko z Romkiem Wilhelmim i Mańkiem Kociniakiem.

Pamięta pan coś szczególnego z tego płockiego okresu?

Najbardziej pamiętam Jana Skotnickiego, który był wspaniałym człowiekiem. Ale pamiętam też wielu kolegów i koleżanki, z którymi przyszło mi pracować przy wielu spektaklach. Tu w Płocku poznałem Janusza Kłosińskiego, który razem ze Skotnickim reżyserował Pastorałkę. Pracowałem z Jerzym Bieleckim, Zygmuntem Wiadernym, Władysławem Madejem, Haliną Rabendą, Małgorzatą Włodarską i Bożeną Hutnik. Pracowałem też z Maciejem Domańskim, który reżyserował swój dramat Oszukać Ogień, bo napisałem do tego spektaklu muzykę. Krzysztof Gruber reżyserował gogolowski Ożenek i miałem wielkie szczęście, że z nim pracowałem, ale to już było za dyrekcji prof. Tomasza Grochoczyńskiego, który na pięć lat zatrudnił mnie na stanowisku kierownika muzycznego. Wspominam piękny, mądry spektakl ze świetnym Jackiem Mąką w roli Świętoszka w reżyserii Macieja Dzienisiewicza. Zrealizowałem wiele spektakli w płockim teatrze jako kompozytor i aranżer. W historii teatru w Płocku zaznaczyłem swoją obecność.

Kredki to pana debiut dramaturgiczny?

Napisałem dwa dramaty dla dorosłych, ale na razie do szuflady. Kredki są moim debiutem. Debiut w wieku 79 lat, po kilkudziesięciu latach pracy w teatrze jako kompozytor, aranżer, pianista i korepetytor, to dla mnie niespodzianka. Dramat dla dzieci z piosenkami napisałem dwa lata temu, z myślą o moich wnukach. Do tekstu wracałem wielokrotnie, by go ulepszyć i zmienić. Wprowadzałem nowe wątki. Podczas prób nadal nad nim pracujemy z artystami teatru, wprowadzając zmiany i skróty. Ostateczny efekt będzie na premierze.

Co to dla pana za historia?

Postaciami, które występują w tym scenicznym dramacie są Kredki. Kredki wobec siebie są bardzo krytyczne, a nawet napastliwe. Mają oponenta w osobie Czarnego Flamastra, który im we wszystkim przeszkadza. W dialogach pokazuję przywary i negatywne ludzkie cechy, ale piszę też o marzeniach. Bo każdy człowiek o czymś marzy. Kredki marzą o podróżach oraz o poznawaniu świata. Napisałem siedem piosenek, które zostaną pięknie zilustrowane filmami dokumentalnymi o przestrzeniach, w których się dzieją. Pracujemy nad tym, by aktorzy pięknie je zaśpiewali. Będą też tańce, bo mamy choreografa.

Jakie filmy dokumentalne zobaczymy w spektaklu?

To będą zdjęcia z kosmosu, z Afryki, z podróży żaglowcem po Oceanie Atlantyckim czy podróż samolotem nad archipelagiem wysp japońskich. Będziemy mieć nagrania z balonu, który leci z Płocka, mija Puszczę Kurpiowską, Mazury, mija Olsztynek, Olsztyn, Elbląg i dolatuje do Trójmiasta.

Lubi pan podróżować?

Bardzo.

O jakiej podróży pan marzy?

Do Stanów Zjednoczonych. To jest moje marzenie. Mam tam bliską rodzinę i przyjaciół.

A czy jakieś marzenie o podróży już się dla pana spełniło?

Tak. Do Wielkiej Brytanii. Spędziłem w tym kraju ponad półtora roku.

Czyli nie marzy pan o egzotycznych podróżach?

Marzę o Stanach, bo chciałbym odwiedzić rodzinę. Jesteśmy z żoną wciąż zapraszani, ale na razie mamy zbyt dużo obowiązków w Polsce. To będzie egzotyczna podróż. Może za rok?

Jak się pan czuje w podwójnej roli – dramaturga i kompozytora?

Czuję się dziwnie. Bardziej się czuję kompozytorem i aranżerem. Natomiast, podoba mi się pomysłowość reżysera. Tomek Grochoczyński ma dobre pomysły na realizację tego dramatu. Aktorzy też są zainteresowani. To mogę powiedzieć z przekonaniem. Dyrektor Mokrowiecki bardzo się zdziwił, gdy mu powiedziałem, że ma fajny zespół i jestem zadowolony z prób muzycznych. Teraz już próbujemy na scenie, wypracowując ostateczny kształt widowiska.

Zdecydował się pan na współpracę z Krzysztofem Herdzinem, jak to się stało?

Mam za sobą wiele realizacji jako kompozytor i aranżer, ale tym razem postanowiłem znaleźć aranżera, który dodatkowo nagra muzyczny materiał. Tym kimś jest prof. Krzysztof Herdzin, jeden z najwybitniejszych polskich muzyków. Ma wykształcenie klasyczne, bowiem skończył Wyższą Szkołę Muzyczną w klasie fortepianu, ale grał też jazz z Namysłowskim, zjeździł pół świata z Anną Marią Jopek. Nie znałem Krzysztofa Herdzina. Zadzwoniłem więc do ZAiKS-u i poprosiłem o kontakt. Jako członek ZAiKS-u mogłem taki kontakt uzyskać. Wysłałem do niego maila. Zaproponowałem mu współpracę i napisałem, że jeśli chce wiedzieć, kto go niepokoi, to niech wpisze w wyszukiwarkę „Władysław Igor Kowalski”. Nie wiem, czy to zrobił, ale jego odpowiedź była pozytywna. Mam już te aranże. Wykonał swoją pracę w stopniu doskonałym. Jestem bardzo zadowolony, że go wybrałem. To będzie dodatkowa wartość spektaklu.

Wydaje się, że jednak muzyka jest dla pana wiodącym elementem przedstawienia?

Wie pani, ja się nie czuję autorem, ale nim zostałem dla moich wnuków Frania i Antosia.

Będą na premierze?

Oczywiście. Jesteśmy bardzo blisko. Nie zostawiliby dziadka „na lodzie”.

Dlaczego wybrał pan na bohaterów Kredki?

Chciałem napisać coś dla młodej publiczności i pomyślałem, że królewny, królewicze i bajki oparte na tych bohaterach, są już nie do przyjęcia. Teatry dramatyczne nadal grają klasykę, ale współczesne bajki z takimi bohaterami nie wydają mi się rozsądne.

Księżniczki i królewicze się zużyli?

Zużyli się. Chociaż są tacy, którzy cały czas próbują. Chciałem zrobić coś innego. Musiałem znaleźć miejsce dramatu i takich bohaterów, którzy nie funkcjonowali w teatrze. Dlatego padło na Kredki. Są kolorowe, można je uczłowieczyć. Cieszy mnie to, że w opinii wielu tekst Kredek jest dowcipny. Jest w nim sporo sytuacji, które można wygrać żartem. Jest nieustanny konflikt, a konflikt zawsze jest interesujący. Konflikt miedzy Kredkami a Czarnym Flamastrem. Skonfliktowane są też Kredki. Pokazują ostre pazurki i walczą o pierwszeństwo w grupie. Dokładamy wszelkich starań, żeby zrobić z tego tekstu piękne przedstawienie. Grochoczyński sypie pomysłami. Ja staram się, jako autor, nie wtrącać, ale jakieś swoje wizje też mam. Moja, od pięćdziesięciu lat żona, Małgorzata Walusiak tworzy wspaniałą scenografię i kostiumy. Małgosia jest wybitnym plastykiem po warszawskiej ASP. Maluje piękne portrety, ma też w swoim artystycznym dorobku piękne grafiki. Pracowała jako scenograf w filmie, m.in. przy serialu Alternatywy 4. Wszystko idzie dobrze, tylko reżyser spektaklu mówi aktorom, że autor niestety żyje. To znaczy, że może się wtrącać w realizację widowiska. Robię to, bo wszyscy realizatorzy pracują na jak najlepszy efekt, by nasi młodzi widzowie byli usatysfakcjonowani i przeżyli piękną, teatralną przygodę.

Dziękuję za rozmowę.